Nic mnie nie wkurwia bardziej, niż ten tłok na mieście
I jak ustawiasz z ziomem się i wpada ktoś tam jeszcze
Wiesz, «siema, siema, luzik, dawaj poznać resztę»
I stać będziesz jak debil, wszystkie miejsca są zajęte
Polska jesień, polska młodzież, modny klub — tu wchodzi
A każdy z nich tak jakby miał na ryju pudru tony
I każdy z tym pedalskim frędzlem tu na czubku głowy
Jak ich widzę to się robię purpurowy (purpurowy)
I to już nie jest nawet śmieszne
Bo jak z takim pedałem chlać bezpiecznie?
Ich koleżanki chyba jaja mają nawet większe
I może chciałem coś powiedzieć, ale jeb się
Znowu przystanek — brama Orła
I gadamy sobie w myślach: «siema, co tam? Jak tam, morda?
Pojebało się bez Ciebie i tak to wygląda
Ale mam nadzieję, że tam trochę lepiej, nara, dobra»
Ty, prawa wolna, przez przelotkę żabka, flaszka w spodniach
I czaisz pyta mnie o dowód stara torba
Ja zamiast pograć na konsoli łażę sam, jak ktoś tam, łee
Żeby na to spadła bomba
Znów to samo, znów o niczym, znów nie tak coś
Nic nowego — szlugi, wóda, kumple, banknot
Nic nowego, czasem wolałbym się zamknąć
Bo i tak nie skuma nas kolega z koleżanką
Niby to samo dzieje się dzień w dzień
Mam wyjebane na to
Sram na opinię tych z klapkami na oczach
Sam najlepiej wiem kim jestem
I co i jak mam robić, widać na pierwszy rzut oka
Mój rap? Nigdy na pokaz!
Przyszedłem ??? prądem odpycha każdy oddech
Dojdę do czegoś, mała wojnę wygram, wrócę z żołdem
Kilku hombre z moich stron też, z tym nadzieję wiążę
Skromne życie, pusty rondel, modlę co noc się o odwet
Skoczę na corner, domknę tylko z Flojdem goudę
Związany z lądem, zawsze wspomnę, gdzie mój początek
Ciągle na bombie — obrzęd, który wprowadza w obłęd
Mądrzej byłoby drobne podnieść i puścić na książkę
Ta, dostrzeż moje słowa zanim
Gospel cipeczek dotrze w Polskę
I po czasie złapiesz prospekt
Nie jestem gościem, co cmoka na fotach
Cofam się w czasie, schowaj me słowa w sarkofag ze złota
Po blokach miotam, mocarz mi styka szopa, sofa i stopa
Popatrz mi w oczy, gdy gram i powiedz, że tego nie kocham
Znowu to samo — ziomki, wóda i blok
Ciekawe o czym byś pizgał, gdybyś przegibał tu rok, joł
Znów to samo, znów o niczym, znów nie tak coś
Nic nowego — szlugi, wóda, kumple, banknot
Nic nowego, czasem wolałbym się zamknąć
Bo i tak nie skuma nas kolega z koleżanką
Niby to samo dzieje się dzień w dzień
Mam wyjebane na to
Sram na opinię tych z klapkami na oczach
Sam najlepiej wiem kim jestem
I co i jak mam robić, widać na pierwszy rzut oka
Mój rap? Nigdy na pokaz!
Na trasy się nie czaję już, niech jeżdżą Ci co fresh są
Organizatorzy znowu nic, tylko pieprzą
Mi z pizdy farmazon, że typ ma milion, wiesz co?
I kręci się pieniążek mu, a Ty się dziś odpierdol
Nieźle, serio, parę lat temu jestem ten, co
Mu ten sam organizator przetrze berło chętnie
Cieszy mnie to niekoniecznie
I mu mówię «weź spierdalaj, bycie fresh mi przeszło pięknie»
I szlajam się po mieście i wiesz u mnie ogólnie luz
Za kilka minut powie, że to nudne już
Ale są podwójne, uu, no to już jest plus
A interesuje mnie to że tak to ujmę… chuj
«Wbita w ciemno, Bonson znów na propsie, witam ciepło»
Takie rzeczy piszę od tak, obok śpi maleństwo
Rodzinie dałem więcej, niż dasz Ty na pewno
To się nazywa wygrać, serio
Znów to samo, znów o niczym, znów nie tak coś
Nic nowego — szlugi, wóda, kumple, banknot
Nic nowego, czasem wolałbym się zamknąć
Bo i tak nie skuma nas kolega z koleżanką
Niby to samo dzieje się dzień w dzień
Mam wyjebane na to
Sram na opinię tych z klapkami na oczach
Sam najlepiej wiem kim jestem
I co i jak mam robić, widać na pierwszy rzut oka
Mój rap? Nigdy na pokaz!
I co? Imponują Ci cwaniacy, tacy co
Niby cacy są, a drwią, że tacy jak my zwykli Polacy są
Właśnie w pracy, co? Irytują mnie Ci jebani chojracy
Kiedyś mówiło się ladaco, suko
Jak coś co gnije odrobaczyć? Przyjedź zobaczysz
Się żyje, gdy człowiek da w szyję, przepije, jeśli ma czym
Obowiązki są po to by je odhaczyć
Luźne związki, ich ryje przestają coś znaczyć
No dobra, czyli tak jak wszędzie
Powiedz mi lucky losers, jak to po polsku będzie?
U mnie domowe zacisze, nie bójki w parku
Ale nie myl mnie z amiszem, bo dwie trójki na karku
Patrzę na całe osiedla bez psa
Wieżowce w chmurach, bez TP S. A
Świat na wyciągniecie ręki, bez cła
Dźwięki to mój świat, moja rodzina i mój skład
Nic nowego, tak? No tak, no
Niby to samo dzieje się dzień w dzień
Mam wyjebane na to
Sram na opinię tych z klapkami na oczach
Sam najlepiej wiem kim jestem
I co i jak mam robić, widać na pierwszy rzut oka
Mój rap? Nigdy na pokaz!
TanyaRADA пишет:
- спасибо! От Души!!! ( Улыбаюсь...)все так!!!Liza пишет:
Любимая песня моей мамы